Slow writing

16. Areszt na żywo. Grał i go zwinęli

Do mieszkania pewnego gracza zawitała niedawno policja z nakazem zatrzymania. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że zdarzenie rejestrował przekaz video z gry, który gracz udostępniał internautom.

Gry komputerowe, podobnie jak każda inna dziedzina kultury, mają swoje gwiazdy. O niektórych słyszeli tylko najbardziej wtajemniczeni i najbardziej zaangażowani fani e-sportów. Są jednak również tacy, którzy potrafią przebić się do szerszej gawiedzi i stają się swego rodzaju celebrytami w świecie multimedialnej rozrywki. Wśród tych drugich jest gracz WoW-a o nicku Swifty. Gość nie tylko wymiata jeśli chodzi o skilla w swojej ulubionej grze, ale przyciąga jak magnes tak dziwne historie, że czasem można się zastanawiać, czy nie jest to jakiś reżyserowany, PR-owy spektakl.

Swifty i problemy są jak rodzeństwo. W 2011 roku serwery Blizzarda nie wytrzymały obciążenia po tym, jak na swoim videokanale gracz zorganizował evencik z fanami. W grze zjawiło się wtedy w jednym miejscu jakieś cztery i pół tysiąca ludzi i całe towarzystwo zaczęło radośnie uprawiać spam na czacie. Najwytrwalsi dowcipnisie dobili do 30 000 wpisów.

Żarty skończyły się w momencie, gdy niedługo potem gruchnęła zaskakująca wieść. Blizzard permanentnie zbanował Swifty’ego. Pod dyplomatycznym płaszczykiem “powtórnego rozpatrzenia okoliczności całego zajścia” decyzja została jednak cofnięta.  Oczywiście wcześniej interweniowali sponsorzy gracza.

Ale, ale… Zapędziłem się, tymczasem miało być o scenach z kina akcji klasy B. Z policją, przestępcą, pościgami itp. I tak będzie. Może nie do końca, ale jednak…

Dwa lata po opisywanych wcześniej zajściach Swifty wpada w kolejne kłopoty. Pewnego dnia facet spędza dzień na tym, co zwykle, czyli na graniu, gdy do domu zwalają się goście. Niestety nie jest to super paczka kumpli z piwem i czipsami ani – per analogiam do wspomnianych wcześniej filmów – długowłosa latynoska w mini, która desperacko potrzebuje pomocy przed zemstą swojego byłego męża. Nie. Tym razem do mieszkania wkracza policja.

Tymczasem w momencie wizyty smerfów Swifty gra. Gra jako videobloger z włączoną funkcją nagrywania obrazu. Tym sposobem całe zatrzymanie bardzo subtelnie leci w eter, przy wtórze dźwięku spadających na podłogę szczęk fanów. Tę kuriozalną scenę możecie sobie obejrzeć tutaj (najlepszy jest tekst na samym początku – „That’s the way cops ring on a doorbell” 🙂

Policja zatrzymuje Swifty’ego pod zarzutem grożenia komuś nożem. Szybko się okazuje, że jest to zatrzymanie niesłuszne. I tutaj, Moi Drodzy, dochodzimy do meritum tego felietonu, którym jest myśl, że celebryci w grach komputerowych nie różnią się od celebrytów innego rodzaju. Na nich również czyhają żarty różnego rodzaju idiotów.

Ot, kolejny przykład z ostatnich tygodni. Jakaś grupa dowcipasów wzięła sobie na cel innego gracza, który publikuje streamy i video w sieci. Zaczęło się tradycyjnie: od prób hakerskich i włamań na jego serwery. Kilka dni później żartownisie wytoczyli jednak ciężką artylerię. Biedak musiał chyba dostać stanu przedzawałowego, gdy nagle jego dom otoczył szwadron policji. Ta chwilę wcześniej dostała anonimowy donos, że gracz… trzyma w domu zakładników.

Jakby grał w GTA V, to może i by trzymał. Zostawmy jednak suchary na boku i zakończmy w nieco bardziej poważnym tonie.

Od lat wiadomo, że Internet nie wybacza. W kontekście eskalacji różnego rodzaju negatywnych zjawisk można się spodziewać, że kwestia ochrony osobistej wirtualnych celebrytów zyska na znaczeniu, a pikanterii doda fakt, że do dyskusji włączą się ci, którzy uważają, że jakiekolwiek interweniowanie w wirtualności jest zaprzeczeniem jej idei. Jednak coś z tym chyba trzeba zrobić.

Z drugiej strony, może lepiej nie. Bo wtedy Swifty nie dostarczy wszystkim kolejnej historii…

Related posts