Cyberbandyci dwa lata czekali na zalogowanie się gracza, by zniszczyć jego wirtualny dobytek.
W książkach i filmach też zwykle zaczyna się od poszlak. Nie widać tysięcy butelek szmuglowanej whisky, lecz kursujące z portu do miasta tajemnicze ciężarówki. Nie pokazują nam dekretów o nadchodzącej rewolcie w bananowej republice, lecz najemników i zbirów, którzy dziwnym trafem migrują w to samo miejsce. Nie słychać dumnych przemów o przełomie w negocjacjach, lecz czuć lekko uchwytną aurę podekscytowania, świadczącą o tym, że niebawem dojdzie do zmian.
Historia, którą dziś Wam opowiem, również zaczęła się od poszlaki. Poszlaki sugerującej, że pewien gracz posiada bardzo, ale to bardzo cenną rzecz.
Nie chodzi o willę, samochód, czy wielohektarową działkę. Mówimy o wirtualnych dobrach, które w wielu grach sieciowych potrafią być symbolem prestiżu, źródłem pożądania i zapalnikiem powszechnej zazdrości wśród setek tysięcy, a nawet milionów ludzi.
Tak na przykład jest w Eve Online, futurystycznym świecie, który składa się z niezliczonej ilości planet i galaktyk. W odmętach jakiegoś zadupia tego przepastnego online’owego uniwersum pewien gracz budował coś, co – upraszczając sprawę – świadczyło, że przez to miejsce będzie transportował coś bardzo cennego. Ten, kto spostrzegł tę poszlakę, szybko doszedł do wniosku, że prawdopodobnie chodzi o niezwykle drogi i cenny w realiach gry statek kosmiczny.
Ten ktoś nie był „zwykłym” graczem. Na swoje nieszczęście krezus wirtualnego świata zwrócił uwagę grupy egzystujących w sieci rozbójników, ludzi lubujących się w destrukcji najbardziej wartościowych “ruchomości” w grze. Na przykład takich jak najcenniejsze, budowane latami statki innych graczy.
Wirtualność nierzadko nie zna skrupułów. W świecie Eve Online przepastny kosmos jest ciągłą areną starć wielkich flotylli, miejscem nikczemnych zasadzek i przestrzenią karkołomnych malwersacji ekonomicznych. Wyjątkowo dobrze Ci idzie? Być może masz pecha i właśnie zainteresowali się Tobą nieciekawi kolesie.
W zaistniałej sytuacji pecha mieli jednak również “ci źli”. Bowiem tuż po tym, jak zauważono aktywność grubego zwierza na poboczach kosmosu, ów gruby zwierz się… wymknął. Zdążył się wylogować, zanim obserwującej go bandzie udało się ustalić, kto to w ogóle jest.
Jednakowoż banda była ambitna. W dodatku poczuła zapach krwi. Ci rzeczywiści rozbójnicy z wirtualnego świata wiedzieli, że coś jest na rzeczy, ale nie wiedzieli, kto za tym wszystkim stoi. Jak w gangsterskim kinie. Z cechami westernu.
Kolejne kroki przypominały filmowy scenariusz. Gracze rozpoczęli szeroko zakrojoną infiltrację, starając się ustalić, kto mógłby być właścicielem statku. Wraz z zawężaniem się kręgu osób do naprawdę wąskiej listy, jasna stawała się również motywacja osoby infiltrowanej. Okazało się, że w tym wszystkim prawdopodobnie nie chodzi stricte o transport wartościowej rzeczy przez kosmos. Tajemniczy gracz potrzebował “zaparkować statek” w bezpiecznym miejscu. Dlaczego? Powód mógł być jeden. Miał zamiar odpocząć sobie od gry.
Czas zatem naglił.
Długo to trwało, ale w końcu po intensywnym researchu graczom udało się zidentyfikować prawdopodobnego właściciela wirtualnej floty. Był nim Rosjanin o nicku FomkA.
A teraz czas na małą dygresję. Gdy mamy do czynienia z fabułą westernu, zwykle w tym momencie filmu dochodzi do planowanej zasadzki. Bandyci czają się za wzgórzem i, skąpani w zachodzącym nad Arizoną słońcu, czekają na pojawienie się dyliżansów. Bywa, że pierwsze podejście kończy się fiaskiem. Ale zwykle jest tak, że za drugim lub trzecim dochodzi już do konkretnej rozwałki.
W Eve Online bandyci też czekali na rozwałkę. Ale na tym podobieństwa w scenariuszu się kończą. Rosjanin nie przyjechał ze swoim kosmicznym dyliżansem. Za drugim razem go również nie było. I za trzecim, i za czwartym też nie.
W końcu do czyhających na niego graczy dotarło, że prawdopodobnie gracz już jest na urlopie. Okazja przepadła. Co w takiej sytuacji zrobiłaby większość ludzi? Machnęłaby ręką. Co zrobili gracze? Postanowili czekać dalej.
Żeby było zabawniej, FomkA nie zniknął całkowicie z Eve Online. Przeciwnie, okazjonalnie zaglądał na swoje konto. Jednak przy pilocie Titana cały czas widniało “offline”. Nadawało to wyczekiwaniu rangi ciągłego i przez to nieznośnego stanu gotowości. Bo a nuż zrobi TEN login? A nuż przy kolejnym wejściu do Eve Online wybierze TEGO awatara i błyskawicznie przeniesie swój ogromny statek gdzie indziej?
Mijały tygodnie. Miesiące. W końcu stuknął rok. Ale bandyci nie zapominali. Ich wyczekiwanie na login innego gracza, by pozbawić go wirtualnego dobytku, być może zakrawało na psychopatię. Oni nazwaliby to jednak podrażnioną ambicją. Dokonywali swoich rutynowych działań w świecie gry, cały czas mając nadzieję, że ten jeden login w końcu nadejdzie.
Tymczasem FomkA o niczym nie wiedział i nieświadom całej sytuacji, miał oczywiście wszystko w nosie. Pewnego dnia stwierdził jednak, że coś z tym swoim statkiem mógłby jednak zrobić. Na przykład sprzedać go innemu graczowi. W końcu cacko było wartę kupę wirtualnej kasy.
Rosjanin umieścił więc ogłoszenie na forum dyskusyjnym Eve Online. Być może zdziwiła go liczba odsłon jego postu. Tak, jakby ktoś był mocno zainteresowany jego ofertą.
Zaczął również intensywnie przygotować się do operacji transportu statku. Nie martwił się specjalnie tym, że wokół kręcą się inni gracze. W końcu zawsze tak jest.
Był kwiecień 2014 roku, gdy stwierdził, że już wszystko gotowe. Prawie dwa lata od momentu, w którym ostatni raz kierował swym budzącym zazdrość Titanem. Pewnie wszyscy już o nim zapomnieli. Trzeba im się przypomnieć.
Nalał sobie kawę. Spojrzał za okno. Na sam środek wiosny gdzieś w samym środku Rosji. Włączył komputer.
I zalogował się.
[divider] [/divider]
PS. Podziękowania dla Krzyśka za podrzucenie tej historii.
PS2. Na temat tego, jak bardzo ważna w grach sieciowych jest cierpliwość, piszę również TUTAJ.
photocredit: Chris JL, Sweetie187
Pingback: tamoxifen pill()