To nie przypadek, że dwa lata po ujawnieniu depeszy dyplomatycznych przez WikiLeaks nadspodziewanie dużym hitem w USA staje się film o dyplomatach, “Operacja Argo”. Czy w kontekście historii Edwarda Snowdena należy zatem oczekiwać inwazji filmów, książek i gier o inwigilacji?
Zacznijmy od tego, że gdy zdarza się coś, co absorbuje uwagę całego świata, przynajmniej dwie grupy ludzi, dla których kultura jest chlebem dnia codziennego, znajdują się w ciekawym położeniu.
Pierwsza z nich to ci, którzy sekundę po tym, jak dzieje się coś ważnego, mają już plan, jak to coś przekuć na zyski od widzów, czytelników i graczy. To ci, którzy już w chwili zakończenia konklawe, mają wykręcone numery do rodzin głównych faworytów i zaraz po fakcie zgłaszają się do nich po informacje do biografii. To ci, którzy w momencie zawalania się wieży World Trade Center, już wiedzą, że powstaną filmy o bohaterach walczących z terrorystami. Mają to przed oczami jeszcze zanim zawali się wieża druga.
Ktoś mógłby powiedzieć: ci ludzie są i tak spóźnieni! Po co zabierać się za coś po fakcie, skoro temat może stracić na znaczeniu, zanim ich dzieła ujrzą światło dziennie? Cóż, jeśli chce się kawałek tortu dla siebie, ryzyko wpisane jest w walkę przy stole. Poza tym zniknięcie tematu z czołówek gazet nie oznacza, że wywietrzał już z zakamarków naszej konsumenckiej podświadomości. Termin przydatności do spożycia bywa znacznie dłuższy niż na opakowaniu.
W jeszcze ciekawszej sytuacji jest grupa druga. To ci, którzy zaczęli pracować nad czymś, co w zaawansowanym stadium na skutek niezależnych okoliczności okazuje się strzałem w dziesiątkę. Po prostu nagle – i zwykle kompletnie przypadkowo – pasuje jak ulał do tematów z wieczornych wiadomości. Ci właśnie ludzie mogą w tym momencie albo wiele przegrać (bo np. treść dzieła okazuje się nie do zaakceptowania w obliczu jakiejś katastrofy) albo ogromnie dużo wygrać (bo są o kilka okrążeń przed tymi z grupy pierwszej).
Gwarantuję wam, że sprawa Snowdena zdążyła już wykreować uważnych z grupy pierwszej i szczęśliwców z grupy drugiej. A to dopiero początek, ponieważ jeśli afera nie ucichnie, a przedłuży się, bo Snowden dalej będzie uciekał i w końcu go złapią, po czym będzie długi i głośny proces, a po nim pewnie jeszcze głośniejszy wyrok, to napięcie społeczne związane z tą historią w końcu przekroczy barierę krytyczną. Zaowocuje tym samym poważnym oddźwiękiem z sferze kultury.
I co się wtedy stanie? Skoro cała afera to nic innego jak tylko dowód, że do niektórych treści z powieści Orwella już nam niedaleko, stawiam na zwiększone zainteresowanie dystopiami.
W tym momencie czas na mały twist. Moda na dystopie trwa już. Teraz. Dziś. W chwili, gdy to czytacie. Hula sobie w dosyć ważnym wycinku kultury, jakim są filmy i książki dla nastolatek. O ile jeszcze do niedawna nastoletnie ziemianki żyły w epoce fascynacji wampirami, Pattisonami i upadłymi aniołami, to wszystkie te kreatury pochowały się z powrotem do swoich trumien, a półki z książkami i filmami zdominowały historie o tym samym (miłość, miłość, miłość), lecz w scenerii nie nokturnowej, a dystopijnej. Flagowym okrętem tej mody są oczywiście „Igrzyska śmierci”.
Sprawa Snowdena może być zapalnikiem, który sprawi, że obecny w pewnym segmencie kultury trend upowszechni się. I o ile wolałbym, jak każdy chyba, by cała historia z amerykańskim zdrajco-bohaterem nie musiała się wydarzyć, to skoro mleko się rozlało, BARDZO liczę na to, że to rozlane mleko spopularyzuje dystopie. Snowden, mimo tragicznego rysu tej postaci, paradoksalnie daje i nadzieję, że Amerykanie, główni dostarczyciele kultury popcornowej, poczują w końcu na własnej skórze, dlaczego społeczeństwo inwigilowane to fantastyczny temat na opowieść.
Bo mimo, że to w Stanach Zjednoczonych powstało kilka wybitnych książek i filmów o tematyce dystopijnej, zawsze miałem wrażenie (być może błędne), że z racji swojej historii oni tego tematu nie czują aż tak dobrze, jak n-tej opowieści o triumfie sprawiedliwości, czy o zemście. Od lat uderza mnie, że stosunkowo niewiele gier stawia na ten setting pomimo jego niewątpliwej atrakcyjności.
Czas to zmienić. Zwłaszcza, że powodów jest więcej niż jeden (ACTA!). Zatem Edwardzie Josephie Snowden, ratuj swoją skórę, a przy okazji popularyzuj dystopie.