O fenomenie Beatsów i o tym, czym różni się od fenomenu produktów Apple.
Pewnie niejeden raz widzieliście ludzi, którzy w Empiku czytają książki. Nie wiem, jaka jest polityka ochrony wobec nich, ale niektórzy zdają się z sukcesem zaliczać tam sagi na kilka tomów.
Mam podobnie z testowaniem słuchawek w marketach. Potrafię się ostro zasiedzieć. I czasem, gdy tak sobie słucham, zauważam, że jestem w mniejszości. Wiekszość ludzi mija rzędy sprzętu audio obojętnie i jeśli na czymś się zatrzyma, to przy odtwarzaczach. Koło słuchawek, rzadko. Chyba że…
Chyba że są to Beatsy.
To jedyne słuchawki, które w markecie potrafią być otoczone grupką nastolatków. Zatrzymują się przy nich turyści. Ich estetyka zwraca uwagę kobiet. Tak, jakbyśmy mówili o globalnym fenomenie.
I mówimy. Bo nie wiem, czy wiecie, ale, jak pisał Times, w kategorii słuchawek premium (rozumianych jako od 100$ wzwyż) w 2012 roku producenci Beatsów zawłaszczyli sobie 64% rynku. To jest dużo.
Właściwie to mało powiedziane – to jest MEGA dużo. Wiecie, rynek słuchawkowy istnieje już sobie te kilkadziesiąt wiosen – zdążył więc wykreować legendy. Tymczasem nagle jedna marka, obecna od paru lat, błyskawicznie podbija świat.
Do tego proponuje sprzęt dosyć drogi i proponuje go osobom, które nie są typowymi audiofilami. Innymi słowy, ludzie, od których nikt nie oczekiwałby wydania większej kasy na sprzęt audio, idą nagle do sklepów i zaczynają kupować droższe słuchawki.
Brzmi to niesamowicie. I sukces jest zasłużony. Twórcy Beatsów podeszli bowiem do produktu od nieco innej strony – zauważyli, że słuchawki to fajna rzecz, ale rynkowo odbierane są nie jako “gorący towar”, tylko takie, rzekłbym, “aseksualne” akcesoria. Zrobili zatem z nich gadżet. Zainwestowali w nowoczesny, efektowny wygląd. Zadbali o popularyzację wśród celebrytów. I udało im się odnieść sukces, mimo że – jak sami przyznają – na początku ich wizja spotykała się z pukaniem w czoło.
Fenomen Beatsów bywa zatem określany jako słuchawkowy odpowiednik sukcesu Apple’a. Mówią to ci, którzy przy okazji chcą dowalić produktom Jobsa. W domyśle chodzi przecież o to, że płacisz końską kasę za logo i markę.
Ja się w tego typu retorykę nie chcę wdawać. Bo czy iPhone to zły smartfon? Nie. Czy iPad to zły tablet? Też nie. Być może – zwłaszcza na polskie warunki – sprzęt Apple’a jest niewspółmiernie drogi w stosunku do konkurencji. Ale nawet jeśli to prawda (czego rozstrzygał nie będę, bo to nie blog technologiczny), w najgorszym wypadku prowadzi to do wniosku, że casus Apple’a to casus dobrego sprzętu za bardzo duże pieniądze.
Z Beatsami jest inaczej. W sumie to nie jeden model, więc trudno stosować tu “odpowiedzialność zbiorową”, ale trzy lata temu redaktor jednego z prestiżowych magazynów audio wyraził się o nich dosyć dosadnie, używając określenia “extraordingly bad”.
Być może to audiofilska duma (wiecie, przedstawiciele tego gatunku czasem grzeszą elitaryzmem) sprawiła, że trochę przesadził, ale, tak czy inaczej, tu jest pies pogrzebany. Przypadek Beatsów to nie case Apple’a, gdzie dobry sprzęt kosztuje po prostu cholernie dużo. Przypadek Beatsów to case, w którym możecie nadziać się na tak sobie grające słuchawki za cenę naprawdę znakomitych słuchawek.
Frajerstwo zatem? Niekoniecznie. W końcu nie da się ukryć, że w wypadku Beatsów chodzi o styl. I powiem Wam szczerze, że ani mi w głowie to kwestionować. Sam niejednokrotnie kupiłem coś, bo taka moda albo bo ładne. Na świecie określone atrybuty stanowią symbole całych pokoleń i być może staną się nim również Beatsy.
Więc żeby nie było – ja to wszystko rozumiem. Chciałbym jedynie, by kupujący Beatsy mieli świadomość tego, co robią. Ja miałem okazję posłuchać paru modeli tej marki i prawdę mówiąc, szału nie było. A model za ponad 800 zł, który miałem na uszach całkiem niedawno, grał gorzej od moich słuchawek za trzy stówy.
Gdy czasem rozmawiam ze znajomymi na temat przenośnego słuchania muzyki, pada argument, że “ja nie potrzebuję dobrych słuchawek, bo i tak nie usłyszę różnicy”. Mówią to zwykle ludzie, którzy idąc obok rzędów audio w salonie, nie zatrzymali się nigdy, by to sprawdzić. Zatrzymają się ewentualnie przy Beatsach.
W związku z tym mały apel. Jeśli jesteś w stanie wydać dobre parę stów lub tysiaka na słuchawki, które wyglądają ładnie, spróbuj jeden raz wydać mniejszą kwotę na słuchawki, które grają pięknie. A przynajmniej przetestuj. Sprawdź swoją wrażliwość muzyczną. Być może zdziwisz się, że jednak słoń ci nie nadepnął na ucho, lecz dostrzegasz różnicę.
photocredit: Louish Pixel
Pingback: Buy viagra us()