Slow writing

Muzyka z gier video. Piękność, która zasługuje na więcej uwagi

Trwa Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie. Z póki co lekko zaznaczoną obecnością muzyki do gier. A to muzyka częstokroć znakomita, której warto dać większą szansę.

Być może to w Waszym życiu doszło do sytuacji, że słuchając czegoś w tramwaju zobaczyliście po raz pierwszy Tę Osobę. Albo siedząc na szczycie góry nieopodal schroniska, zapamiętaliście widok na zawsze dzięki towarzyszącej wtedy muzyce. A może wspomnienia są mniej przyjemne i coś charakterystycznego grało w radio, gdy nadszedł ten zły telefon.

Każdy z nas nosi w sobie muzykę, która kojarzy się z czymś ważnym i wywołuje emocje. I która gra czasem i wtedy, gdy odtwarzacz jest wyłączony.

Gracze komputerowi mają bardzo wiele okazji, by w ten pogłębiony sposób ją odbierać. Powód jest bardzo prosty. W grach chodzi o interakcję i immersję – ich rolą jest to, by człowiek wsiąknął w grę emocjonalnie i poczuł się częścią wydarzeń. Można więc powiedzieć, że siła muzyki w grach polega właśnie na tym – ona “się kojarzy” z konkretnymi emocjami, scenami, widokami, które nie są tylko czymś, co widzisz na ekranie, wsuwając popcorn i siorbiąc colę. Doznania są jeszcze większe, gdy obok tego, że działa na Ciebie emocjonalnie, jest po prostu piękna.

Tylko czy jest?

Mam takie wrażenie, towarzyszące mi do dziś po kilku rozmowach w przeszłości, że tak samo, jak gry walczą o pozytywny obraz społeczny, tak samo muzyka z gier bywa traktowana przez ludzi „z zewnątrz” jako muzyka swego rodzaju podrzędna. Coś a’la drugoligowy gatunek, skazany na nieobecność w poważnej kulturze niczym parafialna orkiestra dęta. Muzyka, której ciężko się przebić nie tyle do mainstreamu, co do mózgów osób decyzyjnych, które określają, co jest ważne, a co nie. Soundtrack filmowy? To brzmi dumnie. Bardzo nawet. Muzyka z gier? Pierwsza myśl to te pierdy z Tetrisa, mimo że trochę czasu już minęło i w czasie tym swój wkład w rozwój muzyki do gier miały wielkie tuzy muzyki światowej.

„Każdy z nas nosi w sobie muzykę”. Paulo Coelho. Dobra, żartowałem…

Muzyka z gier to zatem jeden z wielu aspektów związanych z grami, gdzie trzeba burzyć mity. Stąd pomimo tego, że dla wielu będzie to oczywiste, muszę to podkreślić: muzyka tworzona do gier to stuprocentowo profesjonalna rzecz, nagrywana przez wybitnych artystów przy użyciu najnowocześniejszych technologii produkcji dźwięku.

Tak, naprawdę, w nagrywaniu muzyki do gier może uczestniczyć cała orkiestra, jak w wypadku ścieżki muzycznej do Twojego ulubionego serialu.
Tak, niektórzy kompozytorzy muzyki do gier to celebryci, których nazwiska graweruje się na pudełkach do gier jako hook marketingowy.

To, że muza do gier jest po prostu dobrze robiona, to niejedyny powód, dla której jej słucham. Ona ma moim zdaniem jedną przewagę nad muzyką filmową: jest częstokroć bardziej kreatywna. Wywodzi się od siedzących po domowych studiach niezależnych artystów, których wolność tworzenia była prawie niczym nieskrępowana w czasach rodzenia się branży gier. Właśnie to ukształtowało swego rodzaju mit założycielski, którego ważnym elementem są eklektyczne eksperymenty muzyczne, bardzo popularne wśród kompozytorów muzyki do gier.

Dlatego właśnie muzykę do gier takich artystów jak Matt Uelmen, Jeremy Soule, Russell Brower czy Neal Acree, wyróżnia nieprawdopodobna wyobraźnia muzyczna, podczas gdy typowy hollywoodzki soundtrack brzmi tak samo w co drugim filmie.

Skąd zatem mniejsza popularność muzyki do gier? Odpowiedź jest bardzo prosta. Gry komputerowe są młodsze. Zobaczycie za parę, paręnaście lat…

Przyznam, że z tym rozwojem wiążą się trochę moje obawy. Nie chciałbym, by z powodu gonienia popularności soundtracków filmowych i próby doszusowania do ich renomy muzyka z gier zatraciła swój unikalny charakter, a ten kreatywny artysta, który niegdyś tworzył mit założycielski, za kilka lat zmuszony był powiedzieć, że nie ma już nic do powiedzenia. Na szczeblu wysokobudżetowych produkcji już widać, że soundtracki z gier upodabniają się do ścieżek filmowych i to chyba nie do końca dobre.

Dlaczego akurat dziś o tym wszystkim piszę? Wczoraj w ramach Festiwalu Muzyki Filmowej odbył się również koncert GameOn z muzyką do gier. Niby skromne wydarzenie na uboczu głównych dań programu, ale jednak… Coś drgnęło. Tym razem było jeszcze kameralnie, ale za dwa, trzy lata? Kto wie. Potencjał koncertów z muzyką do gier jest bardzo duży.

Przyszłość więc chyba jasna. Symfoniczne opus z muzyką gier Blizzarda w filharmonii narodowej lub krakowskiej? Doczekamy kiedyś, no worries.

A na koniec? Muzyka. Na dowód, że pierdy z Tetrisa to już inna epoka.

[youtube youtubeurl=”r3rmcSzb6XE” ][/youtube]

photocredit: Niels Heidenreich

Related posts