Slow writing

15. Gracz kontra gangsterzy

Tu miał być tekst “Takie rzeczy tylko w Mieście Boga”, ale niestety historia ta wydarzyła się w Sao Paulo, nie w Rio.

Zanim opowiem Wam o tym, jak topowy gracz wpadł w oko członkom brazylijskiego gangu, tytułem wstępu krótka wzmianka o ciemniejszej stronie gier online.

Wspominałem chociażby przy “Wirtualnym obozie pracy”, że w sieci za prawdziwe pieniądze można kupować takie dobra, jak zdobytą w grze walutę, wysokopoziomowe awatary, potężne, ułatwiające wygrywanie przedmioty, czy też konta graczy z wszystkim, co wcześniej wymieniłem naraz (coś jak all-inclusive). Problematyczny charakter tego rynku polega na tym, że w wypadku większości tytułów sieciowych nie wolno obracać wirtualnymi towarami za prawdziwą kasę poza oficjalnym sklepem gry. “Nie wolno” nie oznacza, że takie rzeczy nie dzieją się za plecami twórców.

Tak też było w wypadku koreańskiego tytułu Gunbound, który dużą popularność odnotował w… Brazylii. Ceny sprzedawanych kont potrafiły tu sięgać trzech tysięcy dolców, jeśli tylko takie konto należało do dobrego gracza. Jednakże dziś będzie o kimś, kto na swoje nieszczęście był tak znakomity, że wartość jego wirtualnych dóbr wyestymowano na ponad dwa razy tyle. I niestety wyceny tej dokonał nie on sam, a szukający zysku gangsterzy.

La Firma, bo tak nazywała się owa grupa z półświatka, wzięła sobie na tapetę graczy, których wirtualne dokonania miały jakąś czarnorynkową wartość. Do dwóch typowych metod stosowanych przez gang należały „perswazja”, jak również działalność hakerska, której celem było przejęcie kont bez wiedzy gracza. Obie standardowe procedury operacyjne nie zadziałały jednak w wypadku naszego bohatera.

23. Tyle prób przejęcia konta dzielnie przetrwał ów chłopak, zanim na dobre zezłościł członków gangu. Ci zdecydowali się zatem wdrożyć plan B i trzeba im przyznać, że złość nie rzuciła im się całkowicie na mózgi, bowiem jeden element tego planu był całkiem sprytny.

La Firma postanowiła posłużyć się niezwykle potężną bronią. Kobietą.

Wiecie, nie chcę się tutaj odwoływać do stereotypów, że typowy zaangażowany w sieciowe granie mężczyzna to singiel, dla którego randka z atrakcyjną dziewczyną okupuje przedostatnie miejsce na liście „to do” (nad randką z nieatrakcyjną dziewczyną). Szkoda jednak, że w tym konkretnym wypadku stereotyp nie okazał się prawdziwy. Gracz zignorował bowiem wszystkie czerwone lampki i umówił się na spotkanie.

Inna sprawa, że miał również trochę szczęścia, bo podrywała go naprawdę dziewiętnastka płci pięknej (tyle że z gangu), a nie skryty za damskim awatarem facet w średnim wieku (co dotyczy większości przypadków, gdy kompletnie niespodziewanie znajdujesz w grze adoratorkę).

Dziewczyna sprawiła zawód graczowi, nie stawiając się o umówionej godzinie. Ten jednak nie miał specjalnie czasu o tym myśleć, ponieważ pojawił się z kolei facet z gnatem. W zaciszu internetowej kafejki i pod cichą kuratelą wycelowanej broni, poproszono gracza o loginy, hasła i transfer konta na nowych właścicieli.

Jednakże o ile manewr z kobietą sugerował, że członkowie gangu są całkiem kumaci, o tyle to, co stało się potem, wydaje się już przeczyć tej tezie. La Firma nie przewidziała bowiem, że gracz ominie kolejne stereotypy, okaże się twardzielem i po kilku godzinach wycelowanego w siebie pistoletu (fakt, że być może gumowego, nie wiem) nadal będzie trzymał gębę na kłódkę!

Skończyło się tym, że gangsterzy wypuścili chłopaka. Policja z kolei nie popuściła i niedługo potem zgarnęła La Firmę jak tirówkę z pobocza. Cała sprawa zakończyła się zatem triumfem dobra i sprawiedliwości, a do finału hollywoodzkiego filmu zabrakło jedynie namiętnego pocałunku gracza z jego adoratorką.

Related posts