COO Symantec wymienia osiągnięcia w „World of Warcraft”, przedstawiając siebie jako pracownika. Ma to sens?
Wyobraźcie sobie, że szukacie pracy i aplikujecie na stanowisko, gdzie liczy się uwaga i szybkość reakcji. Jesteście przy okazji topowym graczem. Niektórzy z nich – jak pokazały kilka lat temu badania przeprowadzone w Anglii – mają parametry szybkości ruchów kończyny górnej i refleksu na poziomie pilotów bombowca. Czy wysyłając CV powołacie się na to?
Albo inna sytuacja. Aplikujecie tam, gdzie kluczową kwestią jest adaptacja do realiów rynkowych i moglibyście pokazać rekruterowi rankingi w sieciowych grachekonomicznych, które jednoznacznie świadczą, że na tle setek tysięcy ludzi wyróżniacie się smykałką do zarządzania pieniędzmi. Moglibyście. Ale czy zrobicie to?
Ten temat wraca jak bumerang. Już prawie dziesięć lat temu “Wired” grzmiało, że bycie dobrym graczem może pomóc na rynku pracy. W podobnym tonie wypowiadają się co jakiś czas kolejni profesorowie nobilitowanych uczelni. Ich tezy, że prędzej zatrudniliby dobrego gracza w World of Warcraft bez dyplomu niż świeżo upieczonego magistra zarządzania, brzmią, jakby miał się spełnić sen graczy, w którym to dzięki grom zapewniamy sobie godny byt, życiowe szczęście i pełnię rozwoju.
Stephen Gillett, COO firmy Symantec, należy do osób, które wierzą, że ten sen może się spełnić. W opublikowanym niedawno wywiadzie otwarcie przyznaje się do tego, że w swoim CV podaje to, co osiągnął jako gracz z wieloletnim stażem.
Jednocześnie chyba wciąż wiele osób, na myśl podobnym ruchu, miałoby poczucie, że grozi to zrobieniem z siebie idioty przed armią rekruterów. I być może słusznie zapala im się czerwona lampka. Stempel dziecinady nadal bywa przybijany z urzędu wszystkiemu, co wiąże się z grami wideo. A już szczególnie tym, którzy w nie grają. Wrzucanie sukcesów z gier do czegoś tak poważnego jak CV? To brzmi cholernie ryzykownie.
Więc jak to jest? Czy z tego, że jesteś świetny/świetna w League of Legends, albo odnosisz sukcesy będąc częścią uznanej gildii w World of Warcraft, można uczynić swoją kartą przetargową w kontakcie z działem HR?
Jeśli szukacie pracy w branży związanej z grami, odpowiedź wydaje się prosta. W wypadku wielu uznanych studiów częścćich pracowników to osoby, którym lata temu sukcesy w grach bardzo pomogły w karierze. Za podręcznikowy przykład może tu posłużyć case firmy Blizzard.
- Rob Pardo. Obecnie Chief Creative Officer. Był szefem prestiżowej gildii Legacy of Steel w grze EverQuest.
- Jeffrey Kaplan. Viceprezydent. Również wymiatał w Legacy of Steel. Przejął w niej schedę po Pardo.
- Alex Afrasiabi. Creative Director. Rywal tych dwóch z konkurencyjnej grupy graczy.
No ale dobra. Historia ta dotyczy branży, w której każdy dowód pasjonowania się grami i sukcesy z tym związane raczej nie przeszkodzą. Co w sytuacji, gdy szukamy pracy poza branżą gier? Czy osiągnięcia w zabawie przed komputerem mają wtedy jakiekolwiek znaczenie?
Otóż teoretycznie mają. Każdy, kto choć trochę gra, intuicyjnie chyba zdaje sobie sprawę z tego, że coś jest na rzeczy w kwestii stymulowania odpowiednich cech przez gry. Jeśli przyjrzycie się codziennej rutynie szefa dobrej gildii w World of Warcraft, to taka osoba musi:
- dbać o organizację wspólnego grania, opartego o współdziałanie kilkudziesięciu osób;
- kontrolować rekrutację i skład osobowy;
- monitorować “podział łupów” w grze;
- dbać o przygotowanie merytoryczne wszystkich graczy do wyzwań stawianych przez grę;
- rozwiązywać konflikty we własnym gnieździe;
- przejawiać cechy team leadera;
- umiejętnie organizować sobie czas, by znaleźć czas na wszystko, co powyższe i jeszcze poświęcać kilka godzin dziennie na odpowiedni rozwój własnych awatarów, by móc w ogóle grać na takim poziomie.
W wypadku grania na poważnie szefowanie gildii to praca prawie na pełny etat – zwykła harówa w realiach silnej konkurencji, a w kluczowych momentach również w warunkach zmęczenia i skrajnego niewyspania. Jeśli ktoś ogarnia tę kuwetę latami, to czy ten człowiek nie przeszedł treningu lepszego niż niejedno wewnątrzfirmowe szkolenie? Jeśli powyższy gracz świetnie radzi sobie z zadaniami, które stawia przed nim gildia, i organizacja ta potrafi przetrwać lata, to czy ma papiery na dobrego koordynatora, managera lub kierownika?
Temat zresztą nie dotyczy wyłącznie zarządzania. Niektóre gry są świetną szkołą umiejętności analitycznych. Inne z kolei wymagają zaangażowania, determinacji i perfekcjonizmu – po prostu musisz mieć te cechy, by w grze w ogóle zaistnieć. Można by powiedzieć – to, w jakie gry grasz i jak grasz, dużo mówi o tobie.
Oczywiście podstawowy problem polega na tym, że rekruter nie musi wiedzieć, jakie cechy stymuluje dana gra i jak wiele oznacza w niej konkretne osiągnięcie. Widząc top 500 twojej gildii w World of Warcraft może nie rozumieć, że prowadzisz ją zatem z wielkimi sukcesami. Gdy dodamy do tego fakt, że w przestrzeni publicznej wciąż pokutują stereotypy na temat grania, rodzi się bardzo proste proste. Czy po prostu warto?
O krótki komentarz na temat całej sprawy poprosiłem kogoś, kto siedzi w temacie rekrutacji znacznie głębiej niż ja – Olę Mazaraki z firmy AG TEST HR. Zatem czy umieszczanie realnych osiągnięć lub długoletnich doświadczeń z grami komputerowymi dla celów rekrutacji to dobry pomysł? Czy też to raczej ryzyko obniżenia swoich szans na bycie potraktowanym poważnie? Oto odpowiedź Oli.
„To bardzo zależy od tego, na jakie stanowisko i do jakiej firmy aplikujesz, a także od tego, kto przeczyta Twoje CV.
W przypadku aplikowania do firmy/ osoby z branży IT – a zwłaszcza z obszaru game development – opisanie swoich osiągnięć w grach komputerowych to super pomysł i na pewno Ci pomoże. W takim wypadku można to opisać szczegółowo, wyróżnić graficznie, a nawet umieścić na początku CV (przed sekcjami doświadczenia i wykształcenia).
W pozostałych przypadkach – jeśli aplikujemy do firmy niezwiązanej z IT/ produkcją gier, a nasze CV przeczyta osoba, która może nie mieć pojęcia na temat danej gry – sądzę, że nie zaszkodzi wspomnieć o tym w sekcji hobby na końcu CV w formie paru linijek. Jeśli kogoś to zainteresuje, bo dzieli tę pasję i doceni umiejętności, które mogłeś wykorzystać w ramach gry – będzie to plus. Na przykład w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej może to być pretekstem do ciekawej rozmowy. Gracze lubią rozmawiać o grach, jak wiadomo. Jeśli natomiast trafisz na osobę, która nie wie, o czym piszesz, po prostu zignoruje sekcję hobby, ale to nie obniży oceny CV. Innymi słowy – zawsze warto umieścić informację o grach i swoich osiągnięciach w nich, ale zależnie od kontekstu, można tę informację mniej lub bardziej wyróżnić na tle innych informacji w CV.”
Być może zatem obawy o narażenie się na śmieszność nie mają pokrycia w rzeczywistości. Rekruterzy to w końcu też ludzie żyjący w 21. wieku. A więc do dzieła! Szukasz pracy? Pochwal się grami!
photocredit: David Blackwell
Pingback: Viagra overnight delivery()
Pingback: Sale viagra()