Slow writing

33. O wirtualnym procesie, który poszedł nie tak

Był przekonany, że wszystko pod kontrolą. Mowa obronna wypadła jak trzeba. U tych z przeciwnego obozu zniknęła pewność siebie. Gawiedź jakby wbrew scenom z książek nie oczekiwała publicznej egzekucji, lecz stała murem za oskarżonym. Dlatego spokojnie oczekiwał wyroku. I wtedy wszystko poszło źle.

Jakoś tak jest, że niektórym graczom nie wystarcza to, by stworzyć sobie awatara i wyruszyć nim na podbój cyberprzestrzeni. Prawdziwe spełnienie przynosi im dopiero zespolenie się ze swoim wirtualnym odpowiednikiem na zupełnie nowym poziomie. Tym zespoleniem się jest nadanie mu charakteru i osobowości.

Tak, tak, dziś będzie o tej grupie graczy, która wykorzystuje światy gier sieciowych do tego, by wcielać się w swoje postaci i odgrywać je fabularnie.

W grach sieciowych chyba mniej o nich słychać niż gdy zabierają swoje hobby w kierunku offline’owym. W tym drugim wypadku zapracowali sobie na uwagę barwną aurą, która otacza ich ulubioną rozrywkę. Dzięki temu słyszeli o nich nawet ci, którym literki RPG (Role-Playing Game) nie mówią nic, tudzież kojarzą się z granatnikiem przeciwpancernym (Rocket-Propelled Grenade) albo procedurą urologiczną, polegającą na wstrzykiwaniu kontrastu do cewki moczowej (Retrograde Pyelogram).

W pogłębianiu tej wiedzy ludowej o rolplejowcach pomaga oczywiście – bo na to gracze zasługują z definicji – okazjonalny lincz medialny. W USA na przestrzeni ostatnich czterech dekad było przynajmniej kilka głośnych przypadków, kiedy fani gier wyobraźni trafiali pod lupę talk show dla gospodyń i w programach tych jak bobry płakały matki. Polały się ich łzy czyste, rzęsiste dlatego, że synowie zostali nakryci na cedzeniu jakichś zaklęć w grupie ludzi przy świecach, co niechybnie oznacza okultyzm i apokalipsę.

Poza grami komputerowymi erpegowcy to zatem grupa, która potrafi zwrócić na siebie uwagę. Może nie wchodzi na pierwsze strony gazet, ale czasem coś o niej słychać. Dużo mniej z kolei mówi się o tych fanach nowoczesnego teatru wyobraźni, dla których areną odgrywania ról są gry komputerowe.

Zacznijmy zatem od fundamentalnej kwestii, że w wirtualnych uniwersach, tak samo jak w środowiskach offline, erpegowcy oczywiście istnieją. I trzeba przyznać, że jeśli w jakiejś grze wejdziecie w sam środek ichniejszej Mekki, widok potrafi zapierać dech w piersiach.

Gdy wszyscy wokół ciebie chodzą postaciami zamiast biegać, gdy rozmawiają i zachowują się nie jak ludzie z realu, ale jak średniowieczni bohaterowie, poziom tzw. immersji, czyli zanurzenia w świecie gry, potrafi sięgnąć zenitu. Ta fascynująca otoczka skłoniła już niejednego gracza, który sam nie bawi się w odgrywanie ról, do grania na serwerach przeznaczonych dla rolplejowców.

Jak pies z kotem…

Wspólna koegzystencja graczy zorientowanych i niezorientowanych na role-playing nie jest jednak usłana różami. Ci pierwsi na ogół nie akceptują bowiem rozbijania immersji im. Jeśli zatem pośród rycerzy i magów pytasz, czy Bieber z Gomez to tak na serio, łamiesz reguły! Jeśli używasz słów typu „ok”, „lol”, „wtf” tam, gdzie nie powinieneś, łamiesz reguły! Jeśli nazywasz swojego awatara Watchmypet, a nie coś a’la Nabuchodonozor, łamiesz reguły! A jeśli łamiesz reguły, won na serwer dla takich jak ty!

wowrp2

Nic zatem dziwnego, że w grach online najczęściej wytaczaną armatą pod adresem rolplejowców jest zarzut elitaryzmu i poczucia wyższości. Bywają oni odbierani jako grupa jawnie irytująca, broniąc perfekcyjnych realiów wirtualnego świata przed cieniem jakichkolwiek paprochów z zewnątrz. A bronić tego umieją, oj umieją.

Jako przykład opowiem historię sprzed kilku tygodni. Jest wieczór, gierka, zbiera się spontanicznie grupa, by wyruszyć na wspólną wyprawę. Akurat tak się składa, że lideruje jej rolplejowiec. Na nieszczęście tych mniej tolerancyjnych, rolplejowiec-hardkorowiec.

Gdy wszyscy docierają do wielkiego smoka, by sprać mu dupsko, zamiast rozpocząć pojedynek urządza sobie monolog. Odgrywa postać. Wokół 24 graczy, wszyscy gotowi do akcji, więc przebierają palcami, a ten wygłasza przemowę, że święty miecz jego paladyna przeszyje splugawione flaki potwora, po czym upiorny relikt zła spłonie w ogniu oczyszczenia, zesłanym przez boski gniew odkupieńczej światłości.

I tak parę minut…

Naprawdę, ludzie tam nerwicy co po niektórzy dostali.

I tacy są właśnie rolplejowcy. Czasem potrafią doprowadzić do białej gorączki. Ale wiecie co? Ja to lubię. Dla mnie to ten pierwiastek szaleństwa, który ubogaca grę. Dlatego od wielu lat staram się grać na serwerach ze znaczkiem RP. I dzęki temu mam do opowiedzenia kilka historii. Jedną z nich dokończę teraz.

Był przekonany, że wszystko pod kontrolą. Mowa obronna wypadła jak trzeba. U tych z przeciwnego obozu zniknęła pewność siebie. Gawiedź jakby wbrew scenom z książek nie oczekiwała publicznej egzekucji, lecz stała murem za oskarżonym. Dlatego spokojnie oczekiwał wyroku. I wtedy wszystko poszło źle.

Pozytywna szajba

Przed chwilą, jak i na początku tego tekstu, opisałem scenę z dużego wydarzenia fabularnego dla rolplejowców, które ponad sześć lat temu odbyło się na moim serwerze w World of Warcraft. Było ono, jak wiele innych tego typu eventów, w pewnym sensie wyreżyserowane. W pewnym sensie, ponieważ przyjęto odgórny scenariusz, jak to wszystko ma się potoczyć. Po czym dokoptowano graczy, by wcielili się w konkretne role.

Winny okrucieństwa bohater został zatem postawiony pod sąd. Ten miał określić, czy działania były usprawiedliwione. Po ognistych mowach oskarżycielskich i obronnych szala miała się przechylać raz to na jedną, raz na drugą stronę. Przygotowany scenariusz kończył się triumfem słusznej sprawy i epickim spiczem oczyszczonego z zarzutów bohatera.

I tak by było, gdyby jeden z aktorów tego widowiska nie uznał, że będzie inaczej.

Tym kimś był główny sędzia wydający wyrok.

wowrp1

Po fakcie zarzekał się, że nie planował zrobić nikomu na złość, jak również nie chciał niczego zepsuć. Jemu się po prostu podczas samego procesu zaczęło zdawać, że ten oskarżony to jednak kawał drania był i że nie zasługuje na ułaskawienie. A ponieważ awatar, którym grał, był postacią świątobliwą, gracz stwierdził, że nie będzie wydawał wyroków niezgodnych z jego moralnymi poglądami, gdyż byłoby to zaprzeczenie wieloletniej pracy, którą włożył w wykreowanie tej postaci.

Tym samym w momencie, kiedy wszyscy aktorzy widowiska oczekiwali uniewinnienia, sędzia skazał oskarżonego na śmierć.

To coś a’la sytuacja w teatrze, kiedy aktor stwierdza, że ma “time of my life” i idzie w tango, podczas gdy miał zaserwować plaskacza i zejść ze sceny.

Tak więc i tu ludzie zgłupieli. Od razu jednak zakulisowe działania poszły w ruch. Czaty postawiono w stan alarmu, a niesfornego gracza zasypano pytaniami, co też, na miłość Boską, wyprawia. No to on grzecznie wyjaśnił. Że tak jak powyżej. Nieco mniej grzecznie zaczął być zatem proszony, by się opamiętał.

Wszysko działo się oczywiście „za kotarą” – na samym placu, gdzie trwał proces, zaległa tekstowa cisza. Scenę obserwowało kilkadziesiąt przypadkowych gapiów, którzy nie mieli pojęcia, że za ich plecami właśnie trwa zmasowana akcja pacyfikacji niesfornego erpegowca, by przywrócić wydarzenie na właściwe tory.

I wiecie co? Nie spacyfikowali go. Sędzia uznał wyrok skazujący.

Końcówka eventu, delikatnie mówiąc, trochę się zatem posypała. Rolplejowcy wybrnęli z tego w swoim stylu, organizując niedługo potem dodatkowy rozdział całej historii. Koniec końców finał był więc taki, jak od początku planowano.

To własnie takie elementy pozytywnej szajby sprawiają, że lubię środowiska ze znaczkiem RP. Zawsze będę im kibicował, bo przy tej pogłębionej immersji, nawet proste czynności w grze nabierają nowego wymiaru. Więc jeśli ktoś jeszcze nie próbował, gorąco polecam.

photocredit

Related posts