W poprzednim tekście o Norwegii skoncentrowałem się na kwestiach związanych z podróżowaniem. “Okołowyjazdowa” tematyka sprawiła, że niewiele było o walorach samego kraju i jego specyfice. W części drugiej postaram się to nadrobić.
4. Czy w Norwegii jest bajkowo?

Gdy ogląda się foty z Norwegii, na których charakterystyczna architektura kolorowych, drewnianych domków wtopiona jest w idylliczne krajobrazy, można pomyśleć: bajka. Kraj jakby żywcem wyjęty z powieści fantasy lub baśni. Kolory, sielankowość, nastrój.
W rzeczywistości jednak w Norwegii przeważają nieco inne widoki. Mniej idylliczne, a bardziej monumentalne. Bywa tutaj bajkowo, ale musi zostać spełniony jeden warunek: konieczne jest słońce. Gdy nie świeci, a z racji nagłych zmian pogody zdarza się to często, Norwegia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki swą bajkowość traci.
Gdy słońce zajdzie na przykład w Alpach lub Dolomitach, tamtejsza roślinność sprawia, że przysłowiowe mleko mogłoby całkowicie zasnuć niebo, a przyroda wciąż wydaje się żywa. W Norwegii tak nie ma. Zieleń nie jest tak intensywna, kwiecistych łąk nie uświadczysz za każdym pagórkiem, a surowość północy co chwila daje o sobie znać.
Ten okazjonalny brak bajkowości Norwegia, jak już wspomniałem, nadrabia monumentalnością. O ile na zdjęciach fjordy zwykle jawią się jako wąskie, urokliwe wcinki oceanu w kontynent, stojąc nad brzegiem fjordu często widzisz coś, co wygląda jak szeroki akwen wewnątrz lądu, otoczony potężnymi ścianami skały. Góry w Norwegii pogłębiają owo wrażenie monumentalności – stereotypowo zwykło się o nich myśleć, że są niskie. A to nieprawda. Najwyższy szczyt w Norwegii jest niższy od Rysów zaledwie o kilkadziesiąt metrów. Do tego trzeba pamiętać, że na północy góry oglądamy często z poziomu morza i oceanu – z tej perspektywy, skała strzelająca tylko kilkaset metrów do góry potrafi robić wrażenie.
Jeśli oglądaliście przygody Ragnara Lothbroka, a konkretnie pierwszy sezon, który prawie w całości dzieje się na dalekiej północy, wspomnijcie tamtejsze plenery. Wspomnijcie i przypomnijcie sobie, że tam nie ma zbyt wiele z bajki. Jest zimna zieleń, szarość, mgły, poranna rosa i olbrzymie przestrzenie.
O ile nie natraficie na lato dekady, kiedy to nawet na Lofotach temperatura dochodzi do trzydziestu stopni, właśnie tak na ogół prezentuje się Norwegia. Nieprzypadkowo to kraj, w którym powstało “W grocie Króla Gór”. Tutejsze rolle to nie dwumetrowe luzaki z kłami rodem z World of Warcraft, lecz stwory wysokie niczym górskie szczyty. To również nie przypadek, że właśnie z tego kraju wypływali twardzi Wikingowie.
Norwegia jest monumentalna. Bajkowa tylko bywa.
5. Czy będąc w Norwegii warto zahaczyć o Szwecję?

Wiele osób traktuje Szwecję jako “brzydszą Norwegię”. Kraj, do którego jechać oczywiście warto, ale dopiero wtedy, gdy odhaczymy wszystko w krainie fjordów. Czy słusznie?
Nie da się ukryć, że takie porównanie nie do końca ma sens, ponieważ Norwegia i Szwecja dosyć solidnie się różnią. Szwecja jest bardziej “żółta”, więcej tutaj pól, a teren nie piętrzy się tak samo jak w Norwegii. Przecinając na zachód najpierw Szwecję, a potem Norwegię, czujesz, że się wspinasz i w ostateczności opuszczasz kraj nizinny, a wjeżdżasz do krainy górskiej. Niby oba kraje są skandynawskie, architektura i tu i tu podobna, a ich języków laik zapewne nie odróżni, ale to trochę jak ze Szwecją i Finlandią – też mają wiele wspólnych cech, ale każdy instynktownie czuje, jak mocno krajobraz fiński różni się od szwedzkiego.
Ustalmy zatem jedno: do Szwecji warto jechać choćby dlatego, że nie jest to gorsza Norwegia.
Ważniejsze pytanie brzmi jednak: czy o Szwecję jest sens zahaczać, jeśli nie uświadczymy tutaj tak efektownych krajobrazów jak w Norwegii?
O ile część Szwecji faktycznie nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia, znajdziemy też regiony, w których krajobrazy po prostu powalają. Takim miejscem jest chociażby sama północ, tuż przy granicy norwesko-szwedzkiej, w rejonie parku narodowego Abisko. Sama granica to chyba najładniej położone przejście graniczne, jakie w życiu widziałem. A widziałem już choćby Przełęcz Świętego Bernarda i Brennerpass. Serio, coś niesamowitego.
W samym Abisko krajobraz błyskawicznie zmienia się na tundrowy, ale mamy tu również wielkie jezioro i niskie, lecz bardzo piękne góry. Okolica jest generalnie niezwykle urokliwa – absolutnie nie bezpłciowa, mimo że nie ma tu norweskiego monumentalizmu.
6. Czy w Norwegii czekają dzikie tłumy?

Mieć więcej powierzchniowo obłędnych gór niż Alpy i nie zadbać o rozhulanie turystycznego interesu? W Norwegii tak mają. I nie kryją się z tym. Nie można oczywiście powiedzieć, że w tym kraju nikt nie dba o turystykę – w większości turystycznych miejscowości jest jakaś baza noclegowa, a w centrach turystycznych czekają mówiący perfekcyjnym angielskim specjaliści. Ale jeśli ktoś był np. na Lofotach, to wie, o czym mówię.
Jak na miejsce owiane wielką sławą na świecie, figurujące na większości pocztówek z Norwegii i wyróżniające się czymś, co wcale nie tak łatwo w Europie spotkać – górami wystającymi z morza, baza turystyczna jest tu nadzwyczaj skromna. Żadne rybackie mieściny nie są naćkane billboardami o wolnych pokojach (tak na marginesie, w Norwegii w ogóle jest problem, by zobaczyć jakikolwiek billboard – o wiele łatwiej spotkać renifera, serio). Nikt nie prowadzi hałaśliwej ulicznej akwizycji. Jest… spokojnie. Właściwie to niemal dziewiczo. Zaskakująco dziewiczo jak na takie miejsce.
Archipelag Vesteralen, który leży w bezpośrednim sąsiedztwie Lofotów i również jest bardzo piękny krajobrazowo, nie zrobił jednak takiej turystycznej kariery, jak wyspy-sąsiadki z południa. I wiecie co? Znowu nikogo to nie obchodzi. O ile na Lofotach jest dosyć pusto, to na Vesteralen czujesz się, jakbyś pojechał w region, którego nie odwiedza prawie nikt.
Wrażenie jest… dziwne. Wybieramy się bowiem prawie wszyscy w Tatry lub nad Bałtyk i sami wiemy, że machina marketingowa w branży turystycznej nie przebacza. Pomny doświadczeń z rodzimych gór i morza jedzie więc człowiek do Norwegii i myśli sobie, że tam to dopiero będzie się działo.
Nic z tych rzeczy. Norwegom jest tak dobrze, że na rozkręcaniu turystycznych byznesów zależy im tak bardzo, jak lansiarskich ciuchach i samochodach. Czyli w ogóle. Stosunek do turystyki dobrze wpisuje się w ich mentalność, w której nie ma powszechnej potrzeby szpanu.
Gdy na Lofotach przytrafi się włoska wycieczka, masz wrażenie, że przyjechała trupa cyrkowa z Azji. Wszystko się świeci, błyszczy, dzwoni. A stojący obok Norwegowie jak to Norwegowie: prosta koszula, stary średnio zadbany samochód, ascetyczna architektura domu.
7. Komu szczególnie polecam wyjazd?

Na koniec zostawiłem sobie temat, który tuż po wyjeździe opisałem już w innym miejscu. Chodzi o coś, co robi nie mniejsze wrażenie od samych krajobrazów. O podejście do życia w Skandynawii.
Zwykło się mówić, że ludzie, którym poprzewracało się w d…., powinni zobaczyć biedę. Najlepiej byłoby ich wysłać na jakieś wczasy do Mołdawii lub Donbasu, by ujrzeli, jak ciężko się żyje i nabrali pokory.
Dla nich miałbym jednak propozycję całkowicie odwrotną. Niech jadą do Norwegii.
Wiecie, czemu? Bo chyba największe wrażenie robi w Skandynawii to, jak bardzo ludzie, pomimo bogactwa i dobrobytu, mają w genach proste życie. Mogliby stawiać trzy razy większe markety niż w Polsce. To stawiają, ale trzy razy mniejsze. Chodzą w ciuchach, które przechadzające się po naszych galeriach odstrzelone dziewczyny zbyłyby machnięciem ręki. Jeżdżą często starymi, średnio zadbanymi samochodami, które parkują przy skromnych domkach dla dwóch osób. I tak dalej, i tak dalej.
Przemierza człowiek tę Skandynawię i zastanawia się: te najbogatsze kraje Europy to tutaj? Bo cały ich dobrobyt jakby ukryty. Widać go dopiero wtedy, gdy trzeba iść do lekarza z kompanem wyprawy i dostaje się diagnozę plus komplet badań od ręki. Bez kolejki, w przypadkowym szpitalu, który akurat się napatoczył. Wtedy to widać. Ale nie w pustych gestach. Bo niby na co im one? Kto naprawdę ma, ten nie manifestuje.
Po takiej lekcji powrót do Krakowa był dla mnie dosyć bolesny. I wcale nie chodzi tu o kolizję czasową ze ŚDM, którą miałem. Wysiadam na dworcu, który, jak każdy wie, bardziej niż dworcem jest pełną przepychu świątynią kupowania. Wychodzę przed dworzec, by dostać po oczach męczącą kakofonią billboardów (przejechałem 5800 km w Skandynawii i widziałem jeden – był to billboard Spotify). A gdy wracam do domu, nawet oglądanie telewizji nie pozwala pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia. U nas – przepych, światła, girlandy, Francja-elegancja, matowy tusz na obliczach dziennikarzy i bombastyczne czołówki. A tam robią telewizję, jakby w gruncie rzeczy mieli w nosie, co kto powie. I chyba mają. Bo co ich obchodzi, że ktoś tam może mieć jeszcze lepiej? Oni nawet nie umieją rywalizować z sąsiadem.
Wiadomo, że łatwo się mówi, bo kraj bogaty. W takich warunkach pewnie każdy mógłby sobie pozwolić na dążenie do harmonii. I jasne, że oni też mają problemy. I jak wszyscy, rywalizują. Wszak wieża ratuszowa w Sztokholmie jest o metr wyższa niż ta w Kopenhadze.
Wciąż jednak w tej skromności i prostocie Skandynawów jest coś tak ujmującego, że nie da się tego nie polubić. Szeroko pojęty stosunek do dobrobytu, bogactwa i pieniędzy robi wrażenie i tyle.
Polecam zatem daleką północ nie tylko jako destynację krajoznawczą, ale również jako doświadczenie dystansu do pieniędzy, statusu i wszystkiego innego, co na co dzień sztucznie pompuje ego Polaków. Polecam każdemu, bo każdy inhaluje się tym konsumpcjonistycznym syfem. Daleka północ i obyczaje tam panujące pozwalają spojrzeć na to z innej perspektywy.
Wszystkie zdjęcia pochodzą z własnej wyjazdowej fotogalerii. Całość do obejrzenia TUTAJ.
Pingback: Viagra overnight()
Pingback: Buy discount viagra()
Pingback: Sale viagra()