Jeśli czujesz, że masz dosyć pracy i traktujesz ją jako przykrą konieczność, być może kimś, kto najlepiej cię zrozumie jest… gracz.
Ale jak to? Wypalenie w grach? Serio? Mniej więcej takie pytania zadawali mi bracia i siostry w browarze, gdy kiedyś podczas wspólnego sączenia piwa padł temat wypalenia zawodowego. Powiedziałem wtedy, że znam to z autopsji i spotkało się to z reakcją zdziwienia, bo ci, co mnie znali, wiedzieli, że lubię swoją pracę. Tylko że ja nie miałem na myśli tej pracy, w której jestem od 9 do 17. Miałem na myśli tę… inną.
Jeśli śledzicie tego bloga od jakiegoś czasu, a niekoniecznie znacie się na grach, wiecie, że często pada tutaj termin “MMO”, czyli tych jebutnych wirtualnych światów, w których, jak mawiał klasyk, “tysiące, a nawet setki” egzystują wokół siebie we wcieleniach swoich awatarów. Te trzy wspomniane literki bywają zestawiane ze słowem “burnout”, tworząc zbitkę “MMO Burnout”. Usłyszycie ją wiele razy, jeśli w online’owych uniwersach spędzicie trochę czasu. Wpisanie tej frazy w Guglach owocuje wysypem prawdziwych historii z depresyjnym rysem, których doświadczyli ludzie z krwi i kości, przeżywając wypalenie jako gracze. A więc zjawisko wypalenia się w “zawodzie” awatara istnieje.
To z realu kojarzy się głównie z nazwiskiem pani Christiny Maslach. Wyodrębniła ona kilka składników, składających się na nieprzyjemny stan wypalenia zawodowego. Posłużę się tutaj Wikipedią i je Wam wymienię. Są to:
- emocjonalne wyczerpanie
- depersonalizacja
- obniżenie oceny własnych dokonań
Brzmi to bardzo psychologicznie, więc tłumacząc to na język normalnych ludzi mówimy o wszechogarniającym poczuciu pustki zawodowej i braku jakiejkolwiek radości z pracy. Człowiek czuje się, jakby zatrzymał się w miejscu. Czynności, które kiedyś nie były meczące, teraz męczą jak cholera.
Dobra, dobra – powie ktoś – ale skąd to porównanie z grami? Nawet laik wie, że gry komputerowe to rozrywka, więc kontynuowanie zabawy w momencie, gdy część ciebie woła “Hej, ziomek, mam już tego serdecznie dość!”, zakrawa na niezdrowe podejście do tematu. Jeśli się znudzisz, odstawiasz i tyle. Gry w końcu nie są “zawodem”. Zatem wypalić to się może co najwyżej twórca gier bądź dziennikarz, który o nich pisze. Tak?
Nie.
Przyjrzyjcie się kilku powszechnym czynnościom, takim jak np. wyjście na kawę czy piwo, rundka po galerii na zakupach, czy korzystanie z Facebooka. I zauważcie, jak wiele jest powodów, dla których ludzie je podejmują. Bez większej intelektualnej rozkminy można w każdym przypadku wskazać na kilka bardzo różnych motywacji.
A jak jest w grach? Tak samo. Czysta frajda to prawdopodobnie główny powód, by sięgnąć po większość z nich. Ale na pewno nie jedyny. Zwłaszcza w grach MMO, gdzie do głosu dochodzi kwestia awatara, tego specyficznego alter ego będącego czymś więcej niż tylko sterowanym przez ciebie ludzikiem.
Czy zatem angażując się w wieloletnią egzystencję w uniwersum wirtualnym, można zderzyć się z kryzysem, który NIE jest typowym znudzeniem? Oczywiście że tak. I podobieństwa z wypaleniem zawodowym są tu bardzo duże.
Weźmy pod lupę kwestię odpowiedzialności. Na początek pytanie: co robi w miarę rozsądny człowiek, któremu przytrafia się wypalenie w robocie? Odpowiedź: nie idzie bezmyślnie z wypowiedzeniem, tylko mimo wszystko się zastanowi. Ocenia bilans zysków i strat. I podejmuje jakąś decyzję.
Gracz z kilkuletnim stażem w MMO, podobnie jak pracownik, też ma coś do stracenia. Może nie tak wiele, ale ma. Bo wieloletnia egzystencja w wirtualu to dorobek. Tak, dorobek. Gracz zatem musi się zmierzyć z pytaniami typu: Co jeśli odejdę na jakiś czas? Co jeśli przez pół roku nieobecności inni gracze tak mnie prześcigną, że potem ich długo nie dogonię? Co jeśli grupa, której jestem częścią, rozsypie się przez moją nieobecność? Czy maja kogoś na moje zastępstwo? A jeśli jestem liderem gildii, czy jest ktoś, kto mnie zastąpi?
I przede wszystkim: czy życie bez tej cząstki mnie, jaką jest alter ego, jest czymś, czego chcę?
Zatem w obliczu wypalenia gracz dokonuje identycznego bilansu zysków i strat jak pracownik. I jeśli uzna, że jednak zostaje, musi się zmierzyć z konsekwencjami. Jeśli stwierdzi „Pieprzę to!”, zresztą też.
Tajemnicą poliszynela jest, że na mniejszą bądź większą skalę wypalenie w grze sieciowej dotyka każdego. MMO często bywają bowiem utożsamiane z tzw. hard funem, czyli wykonywaniem czynności niekoniecznie sprawiających frajdę, żmudnych, powtarzalnych, ale koniecznych dla nadrzędnego celu, jakim jest rozwój w grze.
Pod tym względem wypalenie online również mocno przypomina wypalenie zawodowe. Bo kto przechodził kryzys w pracy, ten wie, że w jego obliczu nawet najprostsze rzeczy, takie jak wysłanie komuś maila, czy uczestnictwo w zwykłej naradzie zespołowej wydają się nie do przeskoczenia.
Właściciel awatara czuje dokładnie to samo, tylko odpowiednikiem wysłania maila i narady zespołowej jest zbieranie rudy do wykucia nowej zbroi i kolejny wieczór grania z przyjaciółmi.
Życie w grze MMO nie zawsze jest zatem sielanką. Bywa, że to „życie usrane różami”, jak mawiał nieodżałowany Tomasz Beksiński.
Jeśli zatem dotknął cię kryzys w pracy i masz poczucie, że nikt cię nie rozumie, to być może kimś, kto skuma, o czym mówisz, okaże się nie kumpel czy koleżanka z roboty, ale człowiek, który wieczorami i nocami tłucze smoki swoim świętym wojownikiem.
photocredit: Mary Lock, Magnus
Pingback: cialis 10mg()
Pingback: viagra online canada()
Pingback: viagra online generic()
Pingback: online casino gambling()